Reklama dla niewidomych – zapach

Zatroskany stanem rzeczy pan K., napisał do seksuologa w te słowa:

„(…) zapach okolic genitalnych mojej partnerki jest dla mnie silnym bodźcem podniecającym. Reaguję silną erekcją w chwili rozpoznania tego zapachu. Czy inni mężczyźni reagują podobnie? Czy to jest normalne?”

Seksuolog szybko odpowiedział:

TAK!

I to właśnie stanowi o sile zapachu, a wszystko, co przemawia do nas silnie (a czasem i siłą – bo czy nie taka po trosze jest często stosowana manipulacja?) jest pożądane w reklamie. Pożadane to dobre słowo na początek.

Wczoraj wprowadzenie do refleksji nad reklamą dla niewidomych, dziś krok dalej. Pójdziemy w stronę najstarszego zmysłu, tam gdzie świetnie czują się psy i szczury, a gdzie ludzie coraz słabiej, ale wciąż na tyle dobrze, by od czasu do czasu dać mu się ponieść. I skusić, jak choćby na dobry obiad w restauracji.

Co poza pięknym szyldem i radą znajomych może skusić Cię, aby zjeść obiad w miejscu, obok którego właśnie przechodzisz? Czuję, że otwarte okna. Każdy mądry właściciel restauracji wie, że ludzie dopiero na drugim miejscu jedzą oczami. Na pierwszym pozostaje od dawien dawna węch, który, podobnie jak zmysł smaku, polega na rozpoznawaniu związków chemicznych, a te najpierw docierają do nas w powietrzu. Nie ma więc lepszej metody na zaproszenie klienta do restauracji, niż otwarcie okien i wypuszczenie trochę dobrze pachnących związków chemicznych. A jak ma się to do niewidomych?

Zmysł węchu niewidomych jest sprawniejszy niż osób, które polegają głównie na wzroku, a to z prostego powodu – jest lepiej wytrenowany. Jak odkryto na Uniwersytecie Kalifornijskim, badając grupę osób pod kątem zdolności do przejścia 10-metrowej ścieżki z zawiązanymi oczami i kierując się jedynie zapachem rozpylonej czekolady, zmysł węchu można wytrenować! Kolejne próby były coraz lepsze, a zmysł węchu dokładniejszy. Kto częściej trenuje zmysł węchu niż niewidomi, którzy to aktywnie korzystają z niego każdego dnia?

Przechodzisz obok piekarni i czujesz zapach świeżo wypieczonego chleba, obok kwiaciarni zapach kwiatów, a kawiarnia kusi Cię zapachem dobrej kawy. O ile, oczywiście, właściciel jest na tyle mądry, by kusić, kusić i kusić zapachem. Nic tak bowiem nie daje do myślenia, jak zapach, który zostaje rozpoznany. Czujesz ten świeżo wypieczony chleb, który pachnie tak wspaniale tylko w piekarni? Widzisz tę kawę i unoszący się nad nią pod postacią małej chmury zapach, trafiający wprost do Ciebie? Matka natura świetnie wie, że kwiaty oprócz pięknego wyglądu musiała obdarować również przyciągającym zapachem. Owady to kupują, ludzie też.

Wciąż niewiele miejsc korzysta z zapachu dla budowania nastroju i chęci zakupu, ale i to się zmienia, nawet na polskim rynku znajdziesz firmy specjalizujące się właśnie w tym. Taka koncepcja marketingowa nazywa się aromamarketingiem, czyli marketingiem zapachowym, a ciekawym jego zastosowaniem jest lotnisko pod Łodzią. Podróżnych uspokajają tam i budują przyjemny nastrój jeszcze przed kontaktem z miastem 4 pompy rozprzestrzeniające cytrusowy zapach. Jerzy Iwaszkiewicz pisał o Citroenie C4, już w 2004 roku, że jest pierwszym samochodem-zapachowcem, dwa lata później można było przeczytać o pachnących płytach CD.

A niewidomi? Jakie korzyści niosą w związku z nimi zapachy w reklamie? Z powyższego tekstu można wysnuć prosty wniosek – reklama zapachowa, w przeciwieństwie do wizualnej, dotyczy i obejmuje klientów niewidomych. Nie jest w stanie przyciągnąć ich obraz, ale dołączony do niego zapach – tak. Niewidomy nie zobaczy Twojego produktu, ale jest w stanie go poczuć. Jeśli wizerunek Twojego produktu (usług również to dotyczy) obejmuje stworzenie indywidualnego zapachu, np. delikatny zapach paczek papierosów albo pachnące chusteczki do nosa, może to skusić do zakupu osobę niewidomą, dla której zapach okaże się cechą wyróżniającą Twój produktu. To trochę tak, jakby wszystkie produkty na półce były niewidoczne, a Twój, jako jedyny, pozwalał się znaleźć. Dla osoby widzącej będzie to natomiast dodatkowy bodziec. Mamy więc drugi wniosek: niewidomi nie są zbyt małą grupą, niewartą by się nią zajmować w reklamie – ich świat zmysłów pokrywa się ze światem zmysłów osób widzących, warto więc korzystać z niestandardowych form przykuwania ich uwagi. Skusisz nie tylko tych, co zawsze, ale przyciągniesz również nową grupę.

Działaj na emocje, czy jest starsza i prawdziwsza dobra rada dla marketingu? To nie logika sprzedaje, robią to zmysły, więc poczuj to, tym razem dosłownie.

Interesujące? Szerzej na temat aromarketingu przeczytaj w artykule Karoliny Liberki, Wodzenie za nos… klienta. A wkrótce kontynuacja zmysłowości.

Książki czy blogi?

Wydawnictw niszowych (a w tym wypadku akademickich) nie czytają często nawet studenci kierunku, których tematyki one dotyczą. Studenci zresztą mało czytają, szczególnie filolodzy. ;)

Mirosław Filiciak na blogu Kultura 2.0 opisał krótko myśl z tym związaną, a ja ją trochę uogólnię – książki czy blogi? Nie zapytam nawet czego czytasz więcej. :)

Reklama dla niewidomych

Znasz setki, tysiące, gorzej – setki tysięcy reklam, i niejednokrotnie widziałeś naprawdę świetną reklamę. Zmysłowa animacja, piękna aktorka, a czasem nawet śnieżnobiałe pranie potrafi dobrze się zareklamować. W reklamie widziałeś już wszystko i nic Cię nie przeraża, nie zaskoczy, czasem może rozbawi. To, przynajmniej na chwilę, niech Cię zastanowi. Część pierwsza.

Czytaj dalej Reklama dla niewidomych

Avatars.pl – funkcjonalność w komentarzach

avatars logo

Miałem dziś przyjemnośc napisać kilka tekstów dla avatars.pl, więc przy okazji polecam serwis, szczególnie blogerom.

Avatars to narzędzie do zarządzania Twoimi avatarami. Nazwa wzięła się od słowa avatar, czyli małego obrazka, który pojawia się przy Twoim nicku w Internecie.

Zauważyłem, że korzysta m.in. Maciek 'Mediafun’ i sprawdza się u niego. Jest wtyczka specjalnie do WordPressa do pobrania z podstrony avatars – narzędzia webmastera.

VIVA TV generuje bezmyślne teksty

avatar male viva tv

Telewizja Viva dawno, bo we wrześniu zamierzchłego 2005 roku wprowadziła program Parot. Na dzień dzisiejszy wciąż cieszą się popularnością podobne mu programy, wszystkie działające na prostej zasadzie – wyślij sms-a, a na ekranie telewizora z włączoną odpowiednią stacją otrzymasz informację. Jaką? Zacytuję opis Parota, jaki znajdziemy na stronie Vivy:

Wystarczy wysłać smsa z imieniem swoim i partnera, aby dowiedzieć się, czy partner jest tobie przeznaczony oraz jaka i czy w ogóle czeka nas z nim przyszłość!

Jeśli pierwsze błędy zaczynają się w opisie (choćby: czeka nas z nim zamiast czeka cię z nim), co będzie dalej?

Pomysł prosty, o innowacji nie ma mowy, grupa docelowa to nastolatkowie i pewnie stąd niedbałość językowa. Parot jest bowiem przykładem, niestety nie jedynym, źle przygotowanego programu do automatycznego generowania tekstu.

Jak działa taki mechanizm? Stwórzmy pseudokod opisujący sposób działania:

wylosuj procentową zgodność dla zapytania po czym
wylosuj tekst ze zbioru tekstów związanych z wylosowaną zgodnością i
pobierz z wiadomości dane (imiona) a następnie
wstaw je w odpowiednio przygotowane miejsca w wylosowanym tekście i
wyświetl na ekranie.

Bardziej po polsku brzmiałoby to tak: program losuje liczbę między 1 a 100, co odzwierciedla procentową zgodność dla dwóch imion przesłanych w sms-ie, dla tej wartości liczbowej dobiera tekst, który został przygotowany dla danego zakresu wartości (inny dla wyniku 20, bo 20% to słaba zgodność, inny dla 80%, bo przy takiej zgodności robi się gorąco), wstawia w odpowiednio przygotowanych miejscach podane imiona i wyświetla podczas np. teledysku.

Proste? Dla programisty szaleństwa nie będzie, więc też do programisty żalu nie mam (no, może z tym żalem przesadziłem, nazwijmy to niezrozumieniem). Problemem jest odpowiednio, a raczej nieodpowiednio przygotowany tekst. W większości przypadków mamy do czynienia z łamaną polszczyzną, której mógłbym pogratulować obcokrajowcowi po półrocznym pobycie w Polsce, ale nie copywriterowi, który jest odpowiedzialny za przygotowanie tekstów.

Poniżej kilka przykładów, które wskażą problem. Wymyśliłem je sam, ale, wierz mi na słowo, nie odbiegają od poezji prezentowanej na Vivie:

  • Ania jesteś jak pazurzasty kot. Szaleństwo z Bartek jest na wyciągnięcie ręki. Mrau.
  • Tomek to wygaszony wulkan. Potrzebujesz czegoś znacznie cieplejszego nocą Basia.
  • Jeśli szukasz zabawy to bierz Paulina. Nie zastanawiaj się, Tadeusz, to będzie najlepszy wieczór od sylwestra.

I tak można, i można, i można tworzyć. Problem z inwencją? Żaden. Problem z odmianą imion? Wydaje się, że algorytm nie został dostosowany do polskich realiów i jest angielską bezmyślną kalką. W języku angielskim wystarczy napisać Anna likes Bartek i po kłopocie, język polski jednak wymaga więcej, wymaga odmiany przez przypadki. Jak więc ominąć odmianę, a mimo to otrzymać poprawny językowo tekst?

Rozwiązanie pewnie samo Ci się nasunęło. Wystarczy tak wstawić imiona, by kontekst nie wymagał ich odmiany. Zmodyfikujmy podane wcześniej przykłady, zobaczymy czy to takie trudne, że dla telewizji Viva aż za trudne.

  • Ania to pazurzasty kot, a Bartek to szaleństwo na wyciągnięcie ręki. Mrau.
  • Tomek to wygaszony wulkan. Basia potrzebuje nocą czegoś znacznie cieplejszego.
  • Paulina to definicja najlepszej zabawy, a Tadeusz szuka imprezy lepszej niż sylwestrowa.

Znacznie lepiej. Pozostaje jednak pytanie – komu w Vivie tak nie chce się oglądać ich własnych programów, że do tej pory nie zdążyli tego zauważyć? I dlaczego w knajpach puszczają Vivę?

Nasza klasa a web copywriting

nasza klasa logo

Czy jest coś jeszcze, co nasza-klasa robi dla polskiego internetu poza przygarnięciem do tego medium nowych owieczek? Jest i jest to coś, co bezpośrednio wynika z przyrostu liczby internautów – to ilość uwagi poświęcona internetowi przez reklamodawców. A wzrost zainteresowania zawsze przekłada się na wzrost funduszy przeznaczanych na reklamę.

Zainspirował mnie wpis Marty Klimowicz na jej blogu socjologia internetu zatytułowany „za co naprawdę jestem wdzięczna naszej-klasie„. Marta pisze:

(…) prowadzę zajęcia ze studentkami i studentami. I o ile na socjologii internetu mam prawo oczekiwać, że osoby, które na fakultet ten zapisały się, będą wiedzieć cokolwiek na temat sieci, to już na zajęciach typu „wstęp do socjologii”, oczekiwań takich lepiej nie mieć. (…) I jakby na to nie patrzeć, ten rok jest wyjątkowy: pierwszy raz nie muszę tłumaczyć, czym jest społeczność internetowa, do czego może służyć, czym jest profil, znajomi czy galeria zdjęć itd. (…) To jest ten moment, w którym internet naprawdę trafił pod strzechy, nie zdołały tego zdziałać żadne serwisy plotkowe, o wiadomościach nie wspominając.

CR Media Consulting podaje w najnowszym raporcie dotyczącym przychodów reklamowych mediów netto za III kwartał roku 2007, że

Zgodnie z oczekiwaniami, najbardziej dynamicznie rosną wciąż wydatki reklamowe w Internecie, które wzrosły o 40%, osiągając w III kwartale b.r. poziom 64 mln złotych.

Lepsze niż oczekiwano wyniki III kwartału b.r. wpłynęły na zwiększenie prognozy wzrostu wartości rynku reklamy ogółem w roku 2007 do 11%.

Dlatego naszej-klasie życzę choćby i 10 milionów użytkowników. Szczerze do bólu.

Zmiany idą, zmiany

dominik koza tekstuje / bloguje to był wytwór roku 2007 i muszę przyznać, że dał mi do myślenia. Każda pora jest dobra na zmiany, ale żadna tak odpowiednia jak początek nowego roku. 2008 rok już mi się podoba. Zmiany idą, zmiany.

Dominik Koza słowem o słowie logo [k]

Dominik Koza słowem o słowie to nie tylko zmiana nazwy dla strony, to też jej uporządkowanie i przebudowanie. Czas zabrać się do pracy – sprawdzić co dobre, a co do wymiany. Przegląd rozpoczynam.

Odwiedź wkrótce.

PS Właśnie trwa odchudzanie bloga, kasowanie zbędnych starych notek, wprowadzanie nowego szablonu – za utrudnienia przepraszamy. Wprowadzane zmiany są opisywane na stronie o enigmatycznej nazwie zmiany.
/ Pozdrawiam w imieniu ekipy budowlanej, Dominik.