Prawdziwi mężczyźni poza telewizją

Telewizja nie promuje wartości prawdziwych mężczyzn, tak mógłby powiedzieć ktoś z Mobilking, powiedzmy taki pan Kucza, rzecznik prasowy sieci Mobilking, po tym jak zdjęto z anteny ponoć obrażające kobiety reklamy tejże sieci. Kucza powiedział tak, cytując za mediarun:

– MobilKing wyraża zdziwienie i oburzenie tak mocną reakcją Krajowej Rady. Pismo zostało wysłane w zeszły piątek, faksem, i tylko do stacji telewizyjnych. Nie raczono poinformować twórców i zleceniodawców reklamy.

Znaczy się oczywiście i wiadomo, że wyraża zdziwienie, oburzenie, ja bym nawet ubolewał. Właściwie później ubolewa, mówiąc:

– (…) konieczność zmian klipu i przesunięcia w stacjach telewizyjnych narażają firmę na straty rzędu kilkuset tysięcy złotych.

Niby jest nad czym ubolewać. Niby, bo jaka jest prawda? Odkryjmy Amerykę. Mobilking pozycjonuje się, jako sieć dla prawdziwych mężczyzn (cokolwiek to znaczy), którzy potrafią (różne rzeczy) i lubią laski (tu akurat mamy jasność). A jaka jest telewizja? No telewizja jest oczywiście pussy, znaczy, że poprawna politycznie. Czuję, że dobijamy do brzegu. A skoro z pussy telewizji wyrzucają nasz spot, to jacy jesteśmy? No jacy? No bardziej męscy. Dla sieci Mobilking cała sprawa z aferą niepoprawności jest na rękę, bo taka jest strategia firmy – Mobilking jest niepoprawny, jest dla prawdziwego mężczyzny, a prawdziwy mężczyzna daje klapsa. Tu niby telewizja daje klapsa, to jednak raczej klapsik, którego Mobilking się zapewne spodziewał.

Akcje typu Mobilking czy ostatnia akcja House’a z Virginity muszą mieć wkalkulowane ewentualne klapsy. Damy się pooglądać przez tydzień, dwa lub trzy, a później niech nas najlepiej z hukiem zabronią. Konsumenci uwielbiają zabronione. A zabroń czegoś prawdziwemu mężczyźnie…

Dla przypomnienia, czym nie powinny zajmować się fajne niunie:

Fajnie niunie? No fajne. A teraz nowa wersja tej reklamy, która dodatkowo podsyca, rodzi napięcie, pobudza ciekawość, a emitują ją tylko niektóre stacje komercyjne:

Nie dość, że reklama na bazie pierwszej wersji jest w pełni jasna, to jeszcze wyraźniej zaprasza do sprawdzenia oferty bezpośrednio na stronie. Ech, och. Agresywne kampanie dają tyle możliwości. Właściwie wszystko, prawie, działa na korzyść tego typu marki. O ile, oczywiście, się w ogóle przyjmie.

Film, który odmieni Twoje życie

W jednym z komentarzy do wpisu na blogu american copywriter padły słowa:

Welp. I guess that’s it. I’ve seen the greatest thing ever. I am done with the internet now.
(Cóż, stało się. Widziałem najlepszą rzecz, jaka kiedykolwiek powstała. To by było tyle, jeśli chodzi o Internet.)

Sporo w tych mocnych słowach prawdy. Jednocząc i solidaryzując się z USA, będąc twardym negocjatorem, ale też lojalnym partnerem, odmieńmy nasze życie wraz z nimi. Nic dodać, nic ująć – po tym filmiku nie znajdziesz w Internecie nic, co mogłoby Cię zaskoczyć. Jak to mówią, najlepsza reklama ever.

Prawdziwe dziewice nie dosięgną

No bo prawda jest taka. W takim żyjemy społeczeństwie. Ale o co chodzi?

Reklama marki odzieżowej House, popełniona przez krakowską agencję Insignia (UWAGA! Insignia była odpowiedzialna za kreację interaktywną, kampania należy jednak do agencji Koledzy, co też jeszcze postaram się w pełni potwierdzić), doczekała się konkretniejszych komentarzy. Nareszcie, do tego z bliskiego mojemu tyłkowi Krakowa. Sercu, ma się rozumieć, również. Ale o co chodzi?

Insignia strzeliła po pysku, ale bez przesady – ot, z otwartej dłoni. W dzieciństwie mówiliśmy na to plaskacz, ewentualnie: z liścia. Jak to jednak niedawno w teatrze usłyszałem (tak, w teatrze!): „jesteś jak kobieta albo jak… liść”, to w takim razie wybieram z plaskacza, bo z kobiety przecież insignia nie strzelała. Choć, chwila, plakaty pojawiły się również z kobietą, młodą, właściwie dziewczynką, lolitką, ale nie, bo to jednak musiała być pełnoletnia, nawet apetyczna, chociaż chuda trochę. A wyglądają jak poniżej.

House - strzeż mnie, Ojcze

Jak mówią mądrzy ludzie – kto nie zna Krakowa, ten nie zna Krakowa. Wtedy też nie wie, że odezwą się głosy oburzenia. I odezwały się. Artykuły ukazały się m.in. w marketing & more, ale, co ważniejsze (w tym przypadku i wypadku), również w Polsce Lokalnej, gdzie padły ciekawe komentarze.

Cytuję Lokalnych:

– To obrzydliwe – mówi 32-letnia Zofia Jordan, mieszkanka miasta. Skąd taki pomysł na reklamę ubrań i co to ma znaczyć? Przecież to może obrażać uczucia religijne wielu osób – dodaje.

Niezbyt zachwyciła także reklama na uchwytach w autobusach MPK.
– Napis „Kto jest dziewicą, ręka do góry” mnie nie śmieszy – dodaje 70-letnia emerytka Anna Walczak.

Błąd w tym ostatnim środku wyrazu ujawnił ~bob w komentarzu do powyższego, a napisał po prostu tak:

Prawda jest taka że prawdziwe dziewice do tych uchwytów i tak nie dosięgną.

Trudno się nie zgodzić.

Kobieta w reklamie – szybki numerek

W kontekst nowej kampanii House’a – virginity.pl, i nowego operatora komórkowego – mobilking.pl, przyjemnie wpisuje się reklama Hondy, którą znalazłem przy kawie.

Roznegliżować kobietę, dorzucić ostry kawałek Prodigy – Smack my bitch up, a na koniec dodać gazu. Yeah! Ta reklama oczywiście poniża kobietę (ten motyw z ruchem kamery w kierunku pośladków już wtedy kobiety przemienionej w motocykl), oczywiście dla wielu jest niesmaczna (choć estetycznie trudno jej cokolwiek zarzucić), naturalnie działa na męskie instynkty (cios poniżej pasa!), jest prosta do bólu (bo dla mężczyzn!), próbuje szokować (zbyt jesteśmy przyzwyczajeni do takich treści). Najważniejsze jednak, że ponownie konkretnie ktoś przedstawił motocykl, jako kochankę, a do tego klepnał ją mocno po tyłku.

W reklamie z roznegliżowaną kobietą najlepiej działają szybkie numerki. Raz ciach i po reklamie. Szybka nagość. Tylko kto po tygodniu pamięta, co to była za marka? Albo jak miała na imię ta kobieta?

Na koniec trochę muzyki. Wspomniany już zespół Prodigy i wykorzystany kawałek. Wykorzystany brzmi tu szczególnie właściwie. Postanowiłem trochę zamieszać. Oryginalne brzmienie zmiksowane z Enyą wraz z potężną maszyną w wideoklipie, czyli wersja złagodzona, dostosowana.

Smack my bitch up!

Heh

Już nie mogę patrzeć na ten dizajn. Czasem żałuję, że wziąłem się w życiu za tekst, nie za grafikę.

Jestem niecierpliwy. Chyba zmienię koncepcję blogu. Kiedyś znajdę ostateczną formę.

/edited: no to zmieniłem wystrój.

/edited2: wizualnie bardziej tekstowo. Może to zmobilizuje do poświecania temu miejsca więcej czasu. Tyle do napisania. O tyyle. Się zabiorę. Zabiorę się.