Nowe ciuchy na nowy rok

Powoli nadchodzi 2009 i zapowiada się dobrze. A zaczyna od urlopów. Leszek już pojechał, na placu boju Kuba i ja, ale i to na krótko.

Widzimy się ponownie prawdopodobnie dopiero w przyszłym roku (co oznacza za jakieś dwa tygodnie). Już teraz odpoczynku dla zapracowanych, smacznego dla głodnych, a dla wszystkich satysfakcjonującego 2009 roku!

PS Na blogu już dziś zmiany wizualne, jeszcze niedopracowane – poprawimy, co trzeba (m.in. spolszczymy) już wkrótce. Zdecydowaliśmy się skorzystać ze skórki Arthemia.

Wojny reklamowe

Chcesz większego logo? Myślisz, że ono sprzeda więcej Twojego towaru? Osądzasz reklamy, ale nigdy nie byłeś na reklamowej wojnie? Oto, co powinieneś usłyszeć!

Ulubione reklamy reklamiarzy, odc. 5

Od Dominika:

Wyszliśmy ponad cztery wpisy w jednej serii tematycznej! ;) Co przypomina, że czeka na kontynuację również seria wpisów o pięknych kobietach w reklamie (tam na razie trzy odcinki: 1, 2, 3).

Wracając do ulubionych reklam reklamiarzy, dzisiejszy odcinek (piąty!) poprowadzi Olga Horodecka, senior copywriterka.

Olga Horodecka: Jestem fatalnym materiałem na fankę – natomiast znakomitym na chorągiewkę. Mój reklamowy gust kieruje się raz w tę, raz w inną stronę jak na silnym wietrze. Zawsze jednak wybieram te kampanie, które z jednej strony wzbudzają emocje, z drugiej zaś zasadzają się na pastiszu („marchewkę pytam, czy kupiłeś” itp.). W tej chwili ów wiatr zdecydowanie porywa mnie w stronę spotu Calle 13:

Zaskoczenie, humor, dystans do promowanego produktu, autoironia – wszystko to sprawia, że filmik znakomicie się ogląda i na długo zapamiętuje. Swego czasu podobny schemat zastosowano w reklamach Heyah („Nie umiemy opowiadać bajek”). Spoty były estetyczne, copy klarowne, a piosenka w wykonaniu Z. Wodeckiego wpadała w ucho. A jednak zdecydowanie preferuję Calle 13 za postawienie kroku dalej i wejście w świat humoru tyleż abstrakcyjnego, co odważnego.

Do „ulubionych” zaliczam również reklamy prasowe tego samego kanału TV. Stanowią one z kolei pastisz popularnych kampanii Ikea. Jedno ze zdjęć przedstawia martwą kobietę w wannie, drugie zaś mężczyznę z kilkoma nożami w klatce piersiowej. Tekst sprowadza się do „ikeopodobnych” komunikatów: BARNȀCH toster 39,95 €; SLȀSAK noże – sześć w opakowaniu 25,60 €. O tym, że jest to reklama kanału telewizyjnego informuje tylko logo. I znów – pastisz, humor i odwaga, ale tym razem połączone ze znakomitymi zdjęciami. Przyznam, że kampania prasowa podoba mi się nawet bardziej, niż telewizyjna, właśnie ze względu na aspekt wizualny – zamierzenie, czy też nie – nawiązujący do stylu Ervina Olafa.

W obu przypadkach doceniam także ograniczenie copy do minimum (przy zachowaniu jasności przekazu). Głos z offu nie tłumaczy nam tego, co właśnie widzimy; tekst drobnym drukiem nie precyzuje z czego mamy się śmiać a co brać na poważnie. Takie działanie jest ukłonem w stronę inteligencji odbiorcy i zarazem zabiegiem zdecydowanie za rzadko stosowanym. Ale to już całkowicie inna kwestia.

PS Olga znalazła również wspomniane prasówki.

nieklasycznereklamy016

nieklasycznereklamy017

Ulubione reklamy reklamiarzy, odc. 4

Odcinek 4. prowadzi Maciek Budzich, autor blogu Mediafun.

Maciek Budzich: Wybór najlepszej reklamy to sztuka bardzo trudna… w całej ich masie ciężką wybrać tę jedyną, dlatego od razu na wstępie poddaję się. Ale jest sporo reklam, które gdzieś tam siedzą mocno w głowie i często wracają przy różnych okazjach. Jedną z takich „powracających” do mnie reklam jest animowana reklama Levisów „Dooble Stitched”. W dawnych czasach… kiedy w Polsce blok reklamowy rozpoczynał się wybuchającą animowaną kulką, pojawiła się ta reklama. Nie wiem jak bardzo Shaggy był wtedy popularny w Polsce, ale na pewno, dzięki temu spotowi zaistniał we wszystkich dyskotekach i klubach (tak na marginesie, to nie bardzo kojarzę inne piosenki Shaggiego). Ale w samej reklamie nie tylko świetnie dobrana muzyka przyciąga uwagę czy prosta i dynamiczna historyjka, ale przede wszystkim genialna animacja – boom na Walleca i Gromita (Nicka Parka) nastąpił chyba niedługo później. Dla mnie reklamówka „kultowa”, taka, podczas której trudno przełączyć telewizor na inny kanał.

Ulubione reklamy reklamiarzy, odc. 3

Od Dominika:
Trzeci wpis z serii „Ulubione reklamy reklamiarzy” poprowadzi Leszek Łuczyn, dyrektor kreatywny w agencji Supremum Group.

Leszek Łuczyn: Nie mam ulubionej reklamy. Jedne pamiętam – inne nie bardzo. Wśród tych, które pamiętam, są takie, które chętnie pokażę komuś innemu, albo po prostu uznaję za „fajne”, albo pamiętam, bo są złe. Ale – samo pamiętanie jest dobre. To, co pamiętam – inspiruje mnie. Zadaję sobie pytania: dlaczego akurat to zapamiętałem? co właściwie zapamiętałem? Dobrze mi się zapamiętuje reklamy, które mają sensowną, autentyczną fabułę, pokazaną bezpośrednio lub stojącą w domyśle za nieruchomym obrazem, w których w sposób może przerysowany, może pastiszowy odbija się coś, co zdarza się naprawdę albo jest powszechnie występującym schematem ożywionym nowym ujęciem. Złe i głupie reklamy bywają podwójnie inspirujące, bo poznając „uszkodzenia” odkrywamy proces sprawiający, że reklama działa – jak w medycynie. Z drugiej strony „głupi pomysł” może być bardzo skutecznym nośnikiem, zła z pozoru reklama może świetnie spełniać swe zadanie – jak Gracjan w MediaMarkt (nie znam badań, ale zakładam, że kolejne przypomnienie o niskich cenach dotarło tam, gdzie miało dotrzeć). Prawdziwie fatalnym „uszkodzeniem” jest tylko zepsucie komunikatu.

Świeżym przykładem reklamy, którą dzieliłem się ostatnio z innymi, jest ta:

I tak przy okazji – mam wrażenie, że w Polsce reklama „społeczna” jest traktowana zwykle po macoszemu, agencje robią z niej jakiś niezrozumiały wyraz „artystycznej” twórczości (przychodzi mi na myśl kampania outdoorowa sprzed roku przeciwko przemocy w rodzinie z jakimiś szarymi cegłami i drobnymi literkami) – a może nie agencje, tylko niemyślący marketingowo zleceniodawcy? A przecież, choć temat „niekomercyjny”, chodzi o to samo – skuteczny komunikat.

Szkoła reklamy – lepsza od stażu w agencji reklamowej?

W związku z pytaniami o staż w agencjach reklamowych i naukę w szkole reklamy oraz niedawną dyskusją na ten sam temat, poprosiłem Szkołę Mistrzów Reklamy o wpis. Odpowiedziała Katarzyna Dragović, założycielka tej szkoły. Myślę, że ten wpis odpowie na wiele pytań.

Co poniżej to już Katarzyna Dragović.

Jako założycielka szkoły reklamy często spotykam się z pytaniem: po co taka szkoła i czy nie lepiej pójść na staż do agencji.

Przede wszystkim trzeba zacząć od tego, że szkoły reklamy są różne, różne mają założenia i cele. Są takie, które uczą reklamoznawstwa i są takie, które uczą robienia reklam. Jeśli się więc jest w szkole, która uczy głównie teorii i w której uczą ludzie luźno związani z reklamą, wtedy – jeśli chce się pracować w agencji – chyba lepiej pójść na praktykę. Spotkałam się z przypadkiem, że copywritingu uczyła dziennikarka (z całym szacunkiem dla dziennikarstwa, jest to jednak zupełnie inny zawód). W takim wypadku rzeczywiście chyba lepiej jest po prostu pójść na staż.

Tylko że ze stażem to na dwoje babka wróżyła. Wszystko zależy od tego, w czyje ręce się trafi. Bywa tak, że stażysta przycina boardy i po prostu pęta się po korytarzach. Najczęściej odwala czarną robotę, której nikt inny nie chce robić. Raczej nie dostaje ciekawych briefów, bo te biorą dla siebie seniorzy. Oczywiście bywa też tak, że stażysta naprawdę pracuje i czegoś się uczy. Kiedy byłam dyrektorem kreatywnym w dużej agencji reklamowej, pozwalałam moim stażystom robić wszystko to, co robili doświadczeni pracownicy. Ale, jak mówię, różnie to bywa.

Czytaj dalej Szkoła reklamy – lepsza od stażu w agencji reklamowej?

Ulubione reklamy reklamiarzy, odc. 2

Od Dominika:
Serię wpisów o ulubionych reklamach reklamiarzy rozpoczął wczoraj Łukasz Macheta i Volksvagen. Dziś odcinek drugi, a w nim dwie copywriterki: Katarzyna Matuszyk, prowadząca blog Reklama od kuchni, oraz Irena Magierska, prowadząca Zjadamy reklamy. Dwie panie w jednym odcinku, bo obu paniom podoba się ta sama reklama. Ciekawe, czy któraś z nich piła to piwo…

Katarzyna Matuszyk: Za kryterium ulubienia przyjęłam sobie to jak często do reklamy wracam i czy mam ją wgraną w telefonie. Sporo tego, ale…
„And the winner is”: „Big ad” Carlton Draught.

Lubię ją dosłownie za wszystko. A szczególnie za to jak oddaje „ducha” piwa:
– Jest ujmująco szczera: „It’s a big ad. Expensive ad. This ad will better sell some bloooooody beer”. Nie wiem jak w Was, ale we mnie piwo zawsze wyzwala szczerość.
– Jest naprawdę dobrze zaśpiewana, a wiadomo, że po piwie zawsze śpiewa się lepiej.
– Sporo w niej autoironia i humor z lekkim przymrużeniem oka – a nic tak nie rozwesela jak dobry browar w dobrym towarzystwie.
– Copy jest genialne.
– I oparta na zaskakującym kontraście: zapowiada się pompatycznie, wielkie „wyjście z kolegami”, ale revelation jest lekkie, wesołe i przyjemne.
Takie jakie powinno być piwo i jego konsumpcja.

Irena Magierska: Po pierwsze muzyka – Carmina Burana. Jeśli którykolwiek z utworów, kiedykolwiek wzruszył Hitlera – to była to na pewno Carmina Burana (dla wyjaśnienia – CB skomponował Orff w nazistowskich Niemczech). Oczywiście wzruszenie wodza mogło być spowodowane tym, że oczyma wyobraźni widział swoje wojska kroczące w rytm Burany (pasuje, pasuje), ale nie o tym miało być.

Po drugie – tekst. Jak dla mnie jest żywcem wyjęty z Monty Pythona. A że Anglicy z Monty Pythona to dla mnie perły prawdziwe, złoto i platyna w jednym i jestem święcie przekonana, że tak jak nigdy nie można się spodziewać hiszpańskiej Inkwizycji, tak nie wolno ufać ludziom, których oni nie śmieszą, twórcy spotu mają u mnie za ten tekst ogromnego plusa.

A poza tym: pomysł, rozmach, koordynacja tej masy ludzi, sceneria, światło… Dla mnie po prostu majstersztyk.

Ulubione reklamy reklamiarzy, odc. 1

Od Dominika:
Może jednak Noc reklamożerców nie była taka zła, w końcu zainspirowała kilka rozmów. Między innymi tę o ulubionych reklamach. W związku z nią, poprosiłem kilka osób pracujących w szeroko rozumianej reklamie lub zajmujących się reklamą o wybranie ulubionej. Oprócz zaprezentowania jej, także o napisanie kilka słów na temat.

Dziś odcinek pierwszy, po nim kolejne, więc szykuje się nam seria wyselekcjonowanych reklam. Takich, które lubią reklamiarze. Z tego, co widzę, zapowiada się naprawdę nieźle. Na pierwszy rzut Łukasz Macheta, bloger i redaktor zajmujący się mediami oraz reklamą. Poniżej znajdziecie wybraną przez niego reklamę i kilka słów na jej temat. Podobnie w kolejnych wpisach z tej serii, kiedy swoje ulubione reklamy przedstawią zaproszone osoby. Zaczynamy.

Łukasz Macheta: Mam dziwną słabość do reklam z samochodami (najchętniej w roli drugoplanowej). 90-sekundowy spot „Night Drive” Volskwagena to praktycznie ideał: świetne, nocne zdjęcia, muzyka + Richard Burton czytający fragment „Under Milk Wood”. Zwycięzca w swojej kategorii.

(Początkowo do tego wpisu chciałem zaproponować jeden ze starych filmów PlayStation w reżyserii Lyncha lub Cunninghama, nic straconego – poszukajcie ich na YouTube!).

Każdy bierze dodatkowe zlecenia

Obserwowałem ostatnio kolejne dyskusje nad pytaniem „Czy reklama jest sztuką?”. Takie rozmowy prowadzą zawsze do tych samych wniosków, skaczą po tych samych argumentach i za każdym razem zamierają, tylko po to, żeby zaraz znowu ktoś zaczął się zastanawiać, czy tworząc reklamę tworzy się wysoką kulturę, czy pracuje dla brudnych pieniędzy.

Pomyślałem, że warto zerknąć co się dzieje, kiedy ludzie, którzy na co dzień tworzą sztukę dla pieniędzy (bądź robią pieniądze dla sztuki – kto ich tam wie?), wezmą się za reklamy.

Czytaj dalej Każdy bierze dodatkowe zlecenia

Kto jest kim w agencji reklamowej i interaktywnej: dział obsługi klienta

W serii wpisów „kto jest kim w agencji reklamowej i interaktywnej” mamy za sobą póki co dział kreatywny. Po linii najmniejszego oporu i największych spięć docieramy do działu obsługi klienta.

O napisanie kilku(set) słów na temat bycia account managerem, czyli akantem, poprosiłem akanta – w tej roli Tomek Nalewajk (w internecie można go spotkać, jako jednego z autorów, na blogu Tekst i Obraz). Co poniżej to już słowa Tomka.

Czytaj dalej Kto jest kim w agencji reklamowej i interaktywnej: dział obsługi klienta