Seks, kawa czy reklama?

Wtorkowy wieczór. Albo czwartkowy. A może to środa. Nieważne. Każdego popołudnia przychodzi moment aby ostatecznie zdecydować, co zrobić z wieczorem. Zwykle wybór nie jest trudny, można iść do kina, do łóżka, na koncert, posiedzieć z dzieckiem, wyskoczyć na piwo itp. setka normalnych aktywności. Ale czasem pojawia się jeszcze jedna, wciągająca alternatywa… „a może by tak popracować jeszcze trochę”.

Zasada rzeźbienia na swoim jest prosta – im więcej pracujesz, tym więcej zarabiasz kasy. Tylko, że z czasem, gdy kolejny dzień klikanie w klawiaturę kończy się o 23:03 (albo później) pojawia się pewien problem – kiedy tą kasę wydawać?

Oczywiście są sytuacje, gdy przyjęło się zlecenie, termin goni i nie ma bata, trzeba zrobić swoje, choćby o 5 nad ranem. Ile to człowiek obietnic sobie wtedy naiwnie składa; „że już nigdy więcej nie przyjmie zlecenia do realizacji w wariackim timingu”, że „tylko skończę ten projekt i odpoczywam tydzień” albo „no, to po tym zleceniu lecę do Barcelony, telefon i laptop <przez zapomnienie> zostawię w domu”. I co? I gówno. Bo jak przychodzi kolejne zlecenie, to nawet gdy człowiek siedzi już na walizkach, to akurat ostatni raz sprawdza maila i… masz ci los, akurat przyszedł nowy brief, a wtedy… laptop, laptop, gdzie jest laptop? A czy w tym hotelu w Barcelonie aby na pewno mieli stałe łącze do netu? Mają? No to dobrze, będzie można „chwilę” popracować. Ale tylko chwilkę, maleńką chwilunię…

Chciwość, kurwa mać. Kiedy człowiek się jej oduczy?

5 odpowiedzi na “Seks, kawa czy reklama?”

  1. Wszyscy jesteśmy chytrusami ;-)

    //true, true – szczególnie co do zleceń na wczoraj, problem chyba każdego freelancera.

  2. Nie jestem (i nie byłem właściwie nigdy, nie licząc „fuch po godzinach”) freelancerem, więc pewnie się nie znam. Ale trzymanie się zasad typu „wychodzę z pracy, zamykam drzwi i już mnie dla tej pracy nie ma do następnego dnia” powinno pomóc.

    Jako freelancer też możesz sobie narzucić – chociażby pracę tylko poniedziałek-piątek, a weekendy wolne. Wtedy kasę wydajesz w weekendy…

    …chyba że terminy gonią, albo wena przychodzi w sobotę :/

  3. w filmie „Fight Club” był piękny tekst który warto sobie w takich chwilach przypomnieć: „chodzimy do pracy której nienawidzimy, żeby potem kupować rzeczy, których nie potrzebujemy”.
    na mnie czasami działa i odmawiam dodatkowych zleceń. czasami :)

  4. z setki normalnych aktywności najlepsza jest setka. a od niej tylko każda następna.

  5. Ponoć podstawa sukcesu zawodowego to:
    „Zastanów się, co najbardziej lubisz robić w życiu i znajdź kogoś, kto Ci za to zapłaci” :)
    Pomału zmierzam w tę stronę ;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *