Brak jakości to też jakość. Przecież jakoś to będzie. Może być nawet całkiem dobrze w świecie, który postawił na promowanie tego, co najlepsze. Ten sam świat promuje też to, co wyjątkowe, a słowa „najlepsze” i „wyjątkowe” nie są synonimami, na szczęście dla hotelu Hans Brinker.
W 1996 roku Rob Penris, właściciel hotelu Hans Brinker, spotkał się z agencją KesselsKramer. Szukał sposobu na tanią reklamę dla amsterdamskiego taniego hotelu. Stan na wtedy dla hotelu: kiepskiej jakości miejsce, które niczym się nie wyróżnia wśród innych amsterdamskich hoteli i nie ma zbyt wielu klientów, a jeśli już ma to niezadowolonych. Stan na wtedy dla agencji: nowopowstała agencja, która nie może się pochwalić klientami, bo właściwie ich nie ma, więc potrzebuje dobrego kopa na start. Stan na dziś: legendarny hotel i dobrze prosperująca agencja.
O Hans Brinker dowiedziałem się od prowadzącego serwis Grandoo. Zaciekawiło mnie, siedziało z tyłu głowy do momentu, w którym dowiedziałem się, że agencja KesselsKramer wydaje książkę podsumowującą 12 lat współpracy z hotelem. (Książkę można znaleźć na Amazonie, tytuł: „The Worst Hotel in the World: The Hans Brinker Budget Hotel Amsterdam”). Stwierdziłem, że poszukam więcej na temat, a w perspektywie złapię też za książkę.
O hotelu pisała dość niedawno Gazeta w artykule „Najgorszy hotel świata, a klientów i tak cała masa„:
Najgorszy hotel świata to jednogwiazdkowy Hans Brinker w Amsterdamie. Ta krytyczna opinia nie pochodzi jednak od hotelowych gości, ani z przewodnika dla turystów. Pod takim hasłem reklamuje się sam holenderski hotel. I żeby było śmieszniej – zamiast biznesowego samobójstwa hotel już od kilku lat przeżywa prawdziwy najazd gości.
Rozpoczęta ponad 10 lat temu promocja hotelu wciąż czerpie z tego samego pomysłu: jesteśmy kiepskim hotelem, mówimy Ci o tym, więc jeśli skorzystasz z naszych usług, nie powinieneś później narzekać. Co ciekawe, z takim właśnie problemem zgłosił się do agencji właściciel hotelu: moi klienci narzekają, zróbcie coś z tym.
„The only requirement he had was he didn’t have complaints anymore” – to słowa Kessela, współwłaściciela agencji.
Wypłata: impreza za darmo w hotelu. Zgodzili się, uznając, że nie będzie to trudny klient, a agencja potrzebuje rozgłosu. I jak się okazało mieli rację. Nie tylko szybko wpadli na pomysł, ale wydaje się, że nie mają problemów z jego kontynuacją. W pewnym momencie, kiedy okazało się, że Amsterdamska Izba Turystyki nie jest zadowolona z reklam hotelu, pomyśleli: jak daleko jesteśmy w stanie ciągnąć ten pomysł, kiedy przekroczymy granicę? Odpowiedź stała się nowym hasłem dla hotelu: We can’t get any worse, but we will do our best (wolne tłumaczenie: Gorzej nie będzie, ale staramy się!).
Hotel posiada własną stronę internetową, znajduje się we wszystkich przewodnikach dotyczących Amsterdamu, można znaleźć go na stronach z rezerwacją miejsc, polecają go sobie podróżnicy. Na youtubie również można znaleźć informacje na jego temat, w tym materiały promocyjne.
Hans Brinker jest dość tanim hotelem (o dziwo – trochę droższym od konkurencji), kosztuje 35 euro za noc, ale nie jest tak straszny jak mówią jego materiały promocyjne. To podobno czysty hotel, choć pozbawiony tego, co kojarzymy z hotelami droższymi – barku z alkoholami w pokoju czy telewizora, są też pokoje w standardzie hostelowym, a więc po kilka łóżek w jednym. Poza tym to dobry bardzo tani hotel, który dzisiaj nie narzeka na brak klientów, nie doświadcza skarg. A KesselKramer? Dzięki podjęciu tej współpracy, dziś pracują również dla Levi’s czy Diesel.
Więcej o promocji hotelu przeczytasz na: Gazeta.pl, Canada.com, Design.nl.
Strona hotelu: Hans Brinker / Strona agencji reklamowej: Kesselkramer.com (odświeżaj stronę, zmienia się co chwilę i tak – to naprawdę ich strona).
Hans Brinker i jego promocja to świetny przykład tego jak minusy zamieniać na plusy.
Na Zachodzie, gdzie nawet najniższe standardy trzymają pewne standardy taki pomysł przynosi skuteczny efekt.
My Polacy zaprawieni w zakładowych wycieczkach, noclegach w zagrzybionych barakach i zabijaniu komarów, mamy takiego dyskomfortu serdecznie dosyć. My wiemy, że taka reklama może przedstawiać 100% prawdy.
W takiej Holandii dla każdego oczywiste jest, że tak ekstremalnych warunków raczej spodziewać się nie należy, dla nich to rodzaj bezpiecznego hardkoru – „byłem w najgorszym hotelu na świecie i było zajebiście!”.
Poza tym, taki koncept zdaje się pasować tylko do rozrywki, gdzie można rzeczy traktować z przymrużeniem oka. Coś do jedzenia lub do picia nie wchodzi w grę, linie lotnicze chwalące się, że na pewno samolot skończy w morzu również nie brzmi za dobrze. Natomiast reklama transportu autobusowego zdezelowanymi, trzydziestoletnimi, pędzącymi na złamanie karku, bez gwarancji dojechania, za to z gwarancją szczytowych emocji, zardzewiałymi ogórkami, no na to bym się pisał;)
Jakiś czas temu w krajach tzw wysoko rozwiniętych pojawił się trend stawania się bezdomnymi lub żebrakami na dzień/tydzień. Kosztuje taka atrakcja mnóstwo pieniędzy (ironia, że trzeba zapłacić, żeby poczuć się jak człowiek nie mający kasy) i jest coraz bardziej popularna. Swojego czasu słyszałem też o restauracjach, gdzie kelnerzy obrażają gości (idealne na romantyczny wieczór), więc istnieje taka potrzeba przeżycia przygody, którą później będzie się opowiadać dzieciom (spałem w najgorszym hotelu na świecie). Komunikacja, o której napisałeś, świetnie wpisuje się w takie trendy.