Na blogu osocio – informującym o społecznych i niekomercyjnych kampaniach z całego świata, można odnaleźć majowy wpis na temat ciekawej kampanii wspierającej osoby niewidome. Pod hasłem: „A blind call” kryje się prosta sugestia – często przez przypadek wybieramy numer telefonu, zazwyczaj ten pierwszy z listy, telefon nawiązuje połączenie i tracimy pieniądze, a może warto przekuć to na coś dobrego? Wystarczy, jako pierwszy zapisać numer telefonu belgijskiej Ligi Braille’a, a każde wykonane w ten sposób połączenie pomoże tej organizacji. To świetny przykład prostej kampanii wykorzystującej to, co i tak się dzieje, i przekucie tego na ogólną korzyść. Lubię sprytne posunięcia.
Dopiero teraz internet?
Krótki wpis, ale może okazać się, że dla kilku osób rewolucyjny. Mamy 22 lipca 2008 roku, otwieram dodatek do Marketing&more – Teraz Internet, i we wstępniaku czytam pierwsze zdanie:
Internet będzie już wkrótce jednym z najważniejszych mediów.
A teraz czas na rewolucję: nie wkrótce a już jest. I jeszcze do tego jedno pytanie – ile mamy mediów, żeby pisać „jednym z najważniejszych”? Nawet jeśli medium rozumiemy jako nośnik w bardzo szerokim znaczeniu.
Jedno zdanie i tyle można w nim zawrzeć dyskusji…
Pozytywy negatywu, czyli o plusach negatywnych opinii
Nic tak na pozór nie dobija produktu jak negatywne opinie. Na szczęście tylko na pozór, bo są i takie komentarze, które rekomendują, podkreślają cechy, a przy tym są niezwykle wiarygodne – właśnie dlatego, że są negatywne.
Czytaj dalej Pozytywy negatywu, czyli o plusach negatywnych opinii
Rewolucja XIX wieku – produkcja masowa ubrana w logo
Dawno temu mieliśmy produkty i usługi, dziś mamy marki. Ufamy logo bardziej niż własnym zmysłom. A wszystko zaczęło się jeszcze w XIX wieku…
Czytaj dalej Rewolucja XIX wieku – produkcja masowa ubrana w logo
Marketing szeptany – womma 101
Ma się to czujne oko. Kolega z pracy przechodził z czymś, co biło dużymi literami po oczach: Word of Mouth 101. Zapytałem: co to?, poprosiłem o kopię i w drodze do domu przeczytałem. Po teraz się zastanawiam, jak to się stało, że dopiero dziś?
Prosument dobry dla dobrej reklamy
Dużo o tym ostatnio, o dziwo, bo temat nie jest nowy, ale jakby po trosze zostaje przewartościowany. Tak więc, kilka słów o tym, co prosument wnosi do reklamy i dlaczego lubię prosumenta, nie tylko dlatego, że sam nim jestem.
Kim jest prosument?
Kiedy byłem mały, dużo mniejszy niż jestem teraz (taki spory brzdąc), a na tyle duży, by zdołać rodziców namówić na zakupy, nigdy nie brałem pod uwagę zakupowych argumentów mojego ojca. Słuszne, logiczne, konkretne wizje nieprzydatności wybranego przeze mnie produktu i tego, że już jutro mi się znudzi, nie były w stanie przebić się przez moje pewne siebie potrzeby. On był wtedy prosumentem, bo wiedział i słyszał o produktach niejedno, a ja, niestety, tylko konsumentem. Szczęśliwie w dużej mierze dojrzałem już do tego, by nie dokonywać zakupów za okrągłe sumy bez zastanowienia, a coraz częściej zastanawiam się też przy małych wydatkach, a już na pewno przy małych, ale częstych.
Kim więc jest prosument? Jest poszukującym konsumentem, aktywnie sprawdzającym faktyczne możliwości produktu i dzielącym się swoimi opiniami na ten temat z innymi prosumentami. Bierne zakupy to domena konsumenta, prosument stara się dogadzać produktem sobie, dopiero później portfelowi producenta.
Kto się boi prosumenta?
Stare i dobre czasy dla firm to początek lat 90., kiedy to nawet wózki widłowe reklamowano w telewizji, a wszystko, co kolorowe i z zachodu, znajdowało swoich kupców. Nawet mimo biednego społeczeństwa. Całkiem niezłe były też początki boomu internetowego na przełomie wieków, który to jednak chwilę później wzmocnił prosumentyzm znacznymi siłami – internetowymi komentarzami o produktach w sklepach internetowych i aukcjach, porównywarkami cen, stronami tematycznymi i podobnymi, specjalistycznymi blogami.
Niestety dla niektórych, taka postawa, jak prosumentyzm, jest znacznie bardziej wymagająca. Przekonały się o tym takie marki, jak Shell, Coca-Cola, McDonald’s czy nawet Dove i jej słynna kampania o prawdziwym pięknie. Ta ostatnia jest świetnym przykładem tego, jak daleko aktywny konsument potrafi dojść i jakie łączyć fakty. Dove, a konkretnie Unilever, oberwało za dwulicowość – z jednej strony mamy bowiem piękne podejście do naturalnych kobiet, a z drugiej inne marki, dla których Unilever nie stosuje już tak wysublimowanej strategii (np. Axe czy produkty odchudzające).
To samo tyczy się mniejszych graczy. Sklepy internetowe, produkty sprzedawane w sieci (i nie tylko w sieci) muszą się liczyć z opinią użytkowników, którzy dziś już wiedzą – gdzie i jak dać wyraz swojemu niezadowoleniu. Już rzadziej stają przed sklepem lub restauracją i rozdają bojkotujące ulotki. Szczęśliwie, kiedy klienci są zadowoleni również dają temu wyraz.
Komu i czemu służy prosument?
Szczerym i szczerości – oto komu i czemu służy prosument. Sprzedającym dobry produkt i samemu dobremu produktowi. I jeszcze wyznawcom szczerej reklamy, czyli takiej, która po prostu – wybaczcie – nie ściemnia. Może skończy się na siłę wciskający copywriting, a zacznie z głową opisywanie produktu, oczywiście w sposób interesujący. Nie wróżę bowiem końca odwoływania się do emocji i sztuczek z podstaw psychologii, ale wróżę, że również copywriterzy zaczną się zastanawiać i czytać dwa razy.
Na koniec polecam krótką notkę ze strony brief.pl o sile aktywnego konsumenta, „prosument na tapetę„.