Dobre, a mimo to tanie reklamy

W przeciwieństwie do wielu znanych reklam, na te poniżej nie wydano milionów. Nie zachwycają więc dziesięcioma różnymi sceneriami, szałem efektów specjalnych czy gwiazdorską obsadą. To nie są hollywoodzkie filmy zmieszczone w 30 sekundach.

Te reklamy są zabawne, ciekawe, z pomysłem. Mają sens. Tanie oznacza, że ich produkcja nie kosztowała kilku milionów, tak jak choćby Sony Bravia z wybuchami farby (przy okazji, to świetna reklama, trzymająca konsekwentnie przekaz całej serii i szkoda, że nie została nakręcona w Polsce, na co była duża szansa). Także postprodukcja tych reklam nie trwała setek godzin, co działo się na pewno w przypadku Virgin Media – Mobile TV (warto zobaczyć!). W przypadku reklam, które znajdziesz poniżej, wydano mniejsze pieniądze, ale to im nie umniejsza.

Wyselekcjonowałem zaledwie kilka przykładów dobrych, a zarazem tanich reklam, więc jeśli znasz podobne – komentuj. A tymczasem miłego oglądania. Czytaj dalej Dobre, a mimo to tanie reklamy

Hans Brinker: najgorszy hotel na świecie

hans brinker najgorszy hotel świata Brak jakości to też jakość. Przecież jakoś to będzie. Może być nawet całkiem dobrze w świecie, który postawił na promowanie tego, co najlepsze. Ten sam świat promuje też to, co wyjątkowe, a słowa „najlepsze” i „wyjątkowe” nie są synonimami, na szczęście dla hotelu Hans Brinker.

W 1996 roku Rob Penris, właściciel hotelu Hans Brinker, spotkał się z agencją KesselsKramer. Szukał sposobu na tanią reklamę dla amsterdamskiego taniego hotelu. Stan na wtedy dla hotelu: kiepskiej jakości miejsce, które niczym się nie wyróżnia wśród innych amsterdamskich hoteli i nie ma zbyt wielu klientów, a jeśli już ma to niezadowolonych. Stan na wtedy dla agencji: nowopowstała agencja, która nie może się pochwalić klientami, bo właściwie ich nie ma, więc potrzebuje dobrego kopa na start. Stan na dziś: legendarny hotel i dobrze prosperująca agencja. Czytaj dalej Hans Brinker: najgorszy hotel na świecie

Wojny reklamowe

Chcesz większego logo? Myślisz, że ono sprzeda więcej Twojego towaru? Osądzasz reklamy, ale nigdy nie byłeś na reklamowej wojnie? Oto, co powinieneś usłyszeć!

Ulubione reklamy reklamiarzy, odc. 5

Od Dominika:

Wyszliśmy ponad cztery wpisy w jednej serii tematycznej! ;) Co przypomina, że czeka na kontynuację również seria wpisów o pięknych kobietach w reklamie (tam na razie trzy odcinki: 1, 2, 3).

Wracając do ulubionych reklam reklamiarzy, dzisiejszy odcinek (piąty!) poprowadzi Olga Horodecka, senior copywriterka.

Olga Horodecka: Jestem fatalnym materiałem na fankę – natomiast znakomitym na chorągiewkę. Mój reklamowy gust kieruje się raz w tę, raz w inną stronę jak na silnym wietrze. Zawsze jednak wybieram te kampanie, które z jednej strony wzbudzają emocje, z drugiej zaś zasadzają się na pastiszu („marchewkę pytam, czy kupiłeś” itp.). W tej chwili ów wiatr zdecydowanie porywa mnie w stronę spotu Calle 13:

Zaskoczenie, humor, dystans do promowanego produktu, autoironia – wszystko to sprawia, że filmik znakomicie się ogląda i na długo zapamiętuje. Swego czasu podobny schemat zastosowano w reklamach Heyah („Nie umiemy opowiadać bajek”). Spoty były estetyczne, copy klarowne, a piosenka w wykonaniu Z. Wodeckiego wpadała w ucho. A jednak zdecydowanie preferuję Calle 13 za postawienie kroku dalej i wejście w świat humoru tyleż abstrakcyjnego, co odważnego.

Do „ulubionych” zaliczam również reklamy prasowe tego samego kanału TV. Stanowią one z kolei pastisz popularnych kampanii Ikea. Jedno ze zdjęć przedstawia martwą kobietę w wannie, drugie zaś mężczyznę z kilkoma nożami w klatce piersiowej. Tekst sprowadza się do „ikeopodobnych” komunikatów: BARNȀCH toster 39,95 €; SLȀSAK noże – sześć w opakowaniu 25,60 €. O tym, że jest to reklama kanału telewizyjnego informuje tylko logo. I znów – pastisz, humor i odwaga, ale tym razem połączone ze znakomitymi zdjęciami. Przyznam, że kampania prasowa podoba mi się nawet bardziej, niż telewizyjna, właśnie ze względu na aspekt wizualny – zamierzenie, czy też nie – nawiązujący do stylu Ervina Olafa.

W obu przypadkach doceniam także ograniczenie copy do minimum (przy zachowaniu jasności przekazu). Głos z offu nie tłumaczy nam tego, co właśnie widzimy; tekst drobnym drukiem nie precyzuje z czego mamy się śmiać a co brać na poważnie. Takie działanie jest ukłonem w stronę inteligencji odbiorcy i zarazem zabiegiem zdecydowanie za rzadko stosowanym. Ale to już całkowicie inna kwestia.

PS Olga znalazła również wspomniane prasówki.

nieklasycznereklamy016

nieklasycznereklamy017

Ulubione reklamy reklamiarzy, odc. 4

Odcinek 4. prowadzi Maciek Budzich, autor blogu Mediafun.

Maciek Budzich: Wybór najlepszej reklamy to sztuka bardzo trudna… w całej ich masie ciężką wybrać tę jedyną, dlatego od razu na wstępie poddaję się. Ale jest sporo reklam, które gdzieś tam siedzą mocno w głowie i często wracają przy różnych okazjach. Jedną z takich „powracających” do mnie reklam jest animowana reklama Levisów „Dooble Stitched”. W dawnych czasach… kiedy w Polsce blok reklamowy rozpoczynał się wybuchającą animowaną kulką, pojawiła się ta reklama. Nie wiem jak bardzo Shaggy był wtedy popularny w Polsce, ale na pewno, dzięki temu spotowi zaistniał we wszystkich dyskotekach i klubach (tak na marginesie, to nie bardzo kojarzę inne piosenki Shaggiego). Ale w samej reklamie nie tylko świetnie dobrana muzyka przyciąga uwagę czy prosta i dynamiczna historyjka, ale przede wszystkim genialna animacja – boom na Walleca i Gromita (Nicka Parka) nastąpił chyba niedługo później. Dla mnie reklamówka „kultowa”, taka, podczas której trudno przełączyć telewizor na inny kanał.

Ulubione reklamy reklamiarzy, odc. 3

Od Dominika:
Trzeci wpis z serii „Ulubione reklamy reklamiarzy” poprowadzi Leszek Łuczyn, dyrektor kreatywny w agencji Supremum Group.

Leszek Łuczyn: Nie mam ulubionej reklamy. Jedne pamiętam – inne nie bardzo. Wśród tych, które pamiętam, są takie, które chętnie pokażę komuś innemu, albo po prostu uznaję za „fajne”, albo pamiętam, bo są złe. Ale – samo pamiętanie jest dobre. To, co pamiętam – inspiruje mnie. Zadaję sobie pytania: dlaczego akurat to zapamiętałem? co właściwie zapamiętałem? Dobrze mi się zapamiętuje reklamy, które mają sensowną, autentyczną fabułę, pokazaną bezpośrednio lub stojącą w domyśle za nieruchomym obrazem, w których w sposób może przerysowany, może pastiszowy odbija się coś, co zdarza się naprawdę albo jest powszechnie występującym schematem ożywionym nowym ujęciem. Złe i głupie reklamy bywają podwójnie inspirujące, bo poznając „uszkodzenia” odkrywamy proces sprawiający, że reklama działa – jak w medycynie. Z drugiej strony „głupi pomysł” może być bardzo skutecznym nośnikiem, zła z pozoru reklama może świetnie spełniać swe zadanie – jak Gracjan w MediaMarkt (nie znam badań, ale zakładam, że kolejne przypomnienie o niskich cenach dotarło tam, gdzie miało dotrzeć). Prawdziwie fatalnym „uszkodzeniem” jest tylko zepsucie komunikatu.

Świeżym przykładem reklamy, którą dzieliłem się ostatnio z innymi, jest ta:

I tak przy okazji – mam wrażenie, że w Polsce reklama „społeczna” jest traktowana zwykle po macoszemu, agencje robią z niej jakiś niezrozumiały wyraz „artystycznej” twórczości (przychodzi mi na myśl kampania outdoorowa sprzed roku przeciwko przemocy w rodzinie z jakimiś szarymi cegłami i drobnymi literkami) – a może nie agencje, tylko niemyślący marketingowo zleceniodawcy? A przecież, choć temat „niekomercyjny”, chodzi o to samo – skuteczny komunikat.

Ulubione reklamy reklamiarzy, odc. 2

Od Dominika:
Serię wpisów o ulubionych reklamach reklamiarzy rozpoczął wczoraj Łukasz Macheta i Volksvagen. Dziś odcinek drugi, a w nim dwie copywriterki: Katarzyna Matuszyk, prowadząca blog Reklama od kuchni, oraz Irena Magierska, prowadząca Zjadamy reklamy. Dwie panie w jednym odcinku, bo obu paniom podoba się ta sama reklama. Ciekawe, czy któraś z nich piła to piwo…

Katarzyna Matuszyk: Za kryterium ulubienia przyjęłam sobie to jak często do reklamy wracam i czy mam ją wgraną w telefonie. Sporo tego, ale…
„And the winner is”: „Big ad” Carlton Draught.

Lubię ją dosłownie za wszystko. A szczególnie za to jak oddaje „ducha” piwa:
– Jest ujmująco szczera: „It’s a big ad. Expensive ad. This ad will better sell some bloooooody beer”. Nie wiem jak w Was, ale we mnie piwo zawsze wyzwala szczerość.
– Jest naprawdę dobrze zaśpiewana, a wiadomo, że po piwie zawsze śpiewa się lepiej.
– Sporo w niej autoironia i humor z lekkim przymrużeniem oka – a nic tak nie rozwesela jak dobry browar w dobrym towarzystwie.
– Copy jest genialne.
– I oparta na zaskakującym kontraście: zapowiada się pompatycznie, wielkie „wyjście z kolegami”, ale revelation jest lekkie, wesołe i przyjemne.
Takie jakie powinno być piwo i jego konsumpcja.

Irena Magierska: Po pierwsze muzyka – Carmina Burana. Jeśli którykolwiek z utworów, kiedykolwiek wzruszył Hitlera – to była to na pewno Carmina Burana (dla wyjaśnienia – CB skomponował Orff w nazistowskich Niemczech). Oczywiście wzruszenie wodza mogło być spowodowane tym, że oczyma wyobraźni widział swoje wojska kroczące w rytm Burany (pasuje, pasuje), ale nie o tym miało być.

Po drugie – tekst. Jak dla mnie jest żywcem wyjęty z Monty Pythona. A że Anglicy z Monty Pythona to dla mnie perły prawdziwe, złoto i platyna w jednym i jestem święcie przekonana, że tak jak nigdy nie można się spodziewać hiszpańskiej Inkwizycji, tak nie wolno ufać ludziom, których oni nie śmieszą, twórcy spotu mają u mnie za ten tekst ogromnego plusa.

A poza tym: pomysł, rozmach, koordynacja tej masy ludzi, sceneria, światło… Dla mnie po prostu majstersztyk.