Nie jestem korektorem (na szczęście)

Zazdrość to chyba najbardziej typowa z typowych polskich przywar. I co najśmieszniejsze, sięga ona samego języka, czy może raczej – ciągnie się za nim, jak ogonek za literką „ą”. Tak, tą jak najbardziej korektorsko poprawną „ą”. Bo jak inaczej niż zazdrością można wytłumaczyć notoryczne mylenie pracy dziennikarza, copywritera czy redaktora z pracą korekty?

Ale od początku, bo może przyda się raz, ale konkretnie, to powiedzieć. Dziennikarz nie jest korektorem. Copywriter też nie jest korektorem. Ba! Nawet redaktor naczelny, redaktor kreatywny czy prowadzący też nie są korektorami. I nikt przy zdrowych zmysłach tego od nich nie oczekuje – oni mają być dobrzy w czym innym, a korektę zostawia się… korektorom właśnie.

Wydawałoby się, że jest to tak oczywiste, że aż bezdyskusyjne. Wydawałoby się. Czasem obserwuję wpisy pod swoimi (i nie tylko) postami na forach, blogiem i innymi luźno rzuconymi w przestrzeń netu myślami, które w niemiłosiernie martyrologiczno/patriotycznym tonie nadymają się np. tak: „jest wyrazna roznica, panie dziennikarzu. I smieszno, i straszno.” (pisownia oryginalna prof miodkowa – tak, nazwisko też sama napisała małą literą, to nie moja złośliwość) albo tak: „“tę regułę”, “tę nazwę”. I autor śmie się nazywać copywriterem/redaktorem?…” – oba wpisy pod tekstem „Odbyt. Nieruchomości” z tego bloga. Oba z mojego punktu widzenia: kompromitujące. Kompromitujące ich autorów, którym brakuje podstawowej wiedzy, kim jest dziennikarz, kim copywriter, a kim korektor. Cóż, bywa, w końcu krowy od byka też niektórzy odróżnić nie potrafią.

Ale dochodząc do sedna. Nie jestem korektorem. I dzięki Bogu! Korektorzy zarabiają mniej, a nawet dużo mniej od dziennikarzy, copywriterów czy redaktorów. Ba, nawet nie są wymieniani w analizach zarobków w mediach, np. tutaj:
przykłady zarobków w mediach
Co ciekawe, nie uwzględniono ich też w zestawieniu zarobków w reklamie:
przykłady zarobków w reklamie
Skąd więc tak notoryczne mylenie pracy pismaków i reklamiarzy z korektorami, skoro oni nawet nie są zaliczani do tej samej branży?
Mimo to zróbmy małe porównanie opierając się na powyższych źródłach. Copywriter zarabia średnio 7200 brutto (mediana). Dziennikarz bardzo różnie, ale w Wawie, na przykład w Wyborczej jest to 3800-6800 netto. Redaktor na przykład w „Polsce” to 5000-9000 brutto. A korektorzy? Niestety jedyny trop na jaki trafiłem (jeśli ktoś ma lepszy, proszę się podzielić), mówi że: „1250 zł – pensja miesięczna korektora w wydawnictwie naukowym” (źródło: link).

Wniosek nasuwają się sam. Po pierwsze – cieszę się, że nie jestem korektorem. Po drugie – korektorom szczerze współczuję, bo widocznie za grosze robią ważną robotę. Natomiast – po trzecie – najbardziej współczuję wszystkim tym, którzy w aktach desperacji poprawiają błędy stylistyczne i ortograficzne na blogach i forach. Nie dość, że perspektywy zarobków na tym stanowisku niespecjalne to jeszcze… najwyraźniej bezrobotni, skoro nie mają niczego lepszego do roboty, jak korygowanie internetu za darmo. Oj biedne wy, biedne prof. Miodkowe, już pożałuję was bidulinki, pożałuję, skoro nikt inny tego nie robi…

35 odpowiedzi na “Nie jestem korektorem (na szczęście)”

  1. Z tego co wiem, to nie wszyscy korektorzy tak źle mają. Ta która poprawia teksty dla firmy w krórej pracuje na brak pracy nie narzeka, bo nie tylko dla nas poprawia. A poprawia dla wielu bo jest profesjonalistka i nigdy jeszcze nie puscila babola ;) Dodatkowy plus tej pracy, to to ze mozna pracowac w domu a poprawione teksty zsylac poczta..

  2. Królowo Nocy – jak napisałem w tekście: jeśli ktoś ma lepsze informacje, bo sam żadnych konkretów na temat pensji korektorskich nie znalazłem – bardzo chętnie je poznam. A uogólnienie. Powiedz mi, że po iluś godzinach pracy nad sprawdzaniem w pracy tekstów, chce Ci się jeszcze poprawiać ludzi w necie?

    BF – też pracuję w domu, w redakcji albo agencji pojawiam się mniej więcej kilka razy w miesiącu. ;)

  3. Witam,
    dla mnie to dość śmieszne tłumaczyć się w ten sposób. To, że nie jest Pan korektorem, nie usprawiedliwia Pana błędów. Moim zdaniem każdy bloger, a tym bardziej dziennikarz, nie powinien publikować tekstów z błędami (owszem, w redakcji ma się od tego korektorów, zatem radzę czasem po prostu pokazać im wpisy). Nie czytałam wszystkich notek, ale jestem regularną czytelniczką tego blogu. Uważam jednak za dość nieprofesjonalne „czepianie się” i robienie problemów z powodu tego, iż ktoś Pana poprawił w komentarzu.
    Poprawną Polszczyzną powinien posługiwać się każdy Polak i to, że nie jest się korektorem (a dziennikarzem) nie jest żadnym usprawiedliwieniem. Abstrachując już od zarobków wyżej przytoczonych, które są tu podane zupełnie niestosownie).
    Pozdrawiam, Magda.

  4. Pani Magdo – widzę, że nie przeczytała Pani tekstu, albo przeczytała go wybiórczo. Odniosłem się w nim do bardzo prostej sytuacji w której „masturbatorzy poloniści” (jak to się czasem o nich mówi) podważają umiejętności dziennikarzy np. dlatego, że w pośpiechu piszą oni po prostu niechlujnie ortograficznie. I mają rację, że tak piszą!
    Od dziennikarzy wymaga się szybkości pisania, stylu, merytoryki, a nie w 100% poprawnej ortografii. I niestety – mam nieodłączne wrażenie, że takie zarzuty w 90% przypadków stawiają niespełnieni dziennikarze (bo brakło im talentu, siły przebicia, czegokolowiek), albo sfrustrowani nauczyciele. A zarzuty te – podtrzymuję swoją opinię – są idiotyczne.

  5. Przeczytałam tekst. Chciałam tylko zwrócić uwagę, że blog jest miejscem, w którym zawsze można zmienić to, co się napisało. Dlatego nie rozumiem, dlaczego nie może Pan po prostu poprawić tych błędów, a robi z tego problem. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że często dziennikarz musi pisać szybko i błędy mogą się pojawić. Gdy oddaje się tekst do publikacji, tak jak wyżej napisałam, poprawia korektor, na blogu można to zrobić samemu. Skończył Pan przecież polonistykę.
    Bynajmniej nie zarzucam dziennikarzom braku kompetencji i nie to miałam na celu komentując powyżej.
    PS Nie jestem ani niespełnioną dziennikarką ani sfrustrowaną nauczycielką.

  6. A kto powiedziałe, że nie poprawiam wytkniętych błędów? Pani Magdo, Pani poziom teoretyzowania w tych dwóch wypowiedziach jest rozbrajający :)

    W ukończenie polonistyki nauczyło mnie przede wszystkim jednego – język (i pisany i mówiony) to „tylko” i „aż” sposób komunikacji, a nie złoty cielec polonistów.

  7. Tomku
    Pytasz czy chce mi się poprawiać ludzi w necie? Nie widzę w tym ani celu, ani sensu, chyba że wiem, ze autor jest wdzięczny za takie uwagi. Natomiast rozróżniam pracę i czas wolny – gdy sama piszę na blogach, forach, itd staram się pisać poprawnie, ale nie przykładam do tego tak dużej wagi, znajomi mi czasem zwracają uwagę na jakąś literówkę na moim blogu – szczerze dziękuję i poprawiam, ale nie zadręczam się myślą „ojej, zrobiłam błąd i on tam wisiał dwa dni!!” ;-)
    Także wytykanie błędów na blogach – zależy, jeśli wiem że tak samo jak ja autor będzie zadowolony – owszem, podpowiem gdzie jest źle. W innym przypadku zamilczę, a gdy błędów będzie tyle, że będzie mi się źle czytać – pójdę gdzie indziej, internet jest duży :-)

  8. Magdo-teoretyczko – naprawdę? Widać rzeczywiście nie wiesz jak się pracuje w mediach. A pracuje się tak, że nieczęsto ma się czas na poprawianie luzem rzuconych komentarzy na blogu. Ale dobrze, skończysz studia, zrozumiesz czym się różni teoria od praktyki to porozmawiamy…

    Królowo – ja nie mam nic przeciwko wytykaniu błędów na blogach. Po prostu czym innym jest napisać: „hej, ale zmień tą literówkę, bo razi”, a co innego napisać: „hej, masz tam literówkę, dupa z ciebie nie dziennikarz czy copy”. Pierwsze jest w 100% ok. Drugie to bzdura a w dodatku – z mojego punktu widzenia – ewidentny przejaw typowo polskiej zazdrości lub zakompleksienia.

  9. Moja żona jest korektorką. W tym miejscu, chciałbym podziękować wszytskim:
    – pisarzom,
    – tłumaczom,
    – copywriterom,
    – dziennikarzom i redaktorom.
    Za co? Za ogromną dawkę zabawy i humoru. Błedy jakie pojawiają się w poprawianych tekstach są tak kosmiczne, że nigdy nie wpadłbym na to, że aż tak można nie znać gramatyki i ortografii. I nie mówię tu o błedach wynikających z pośpiechu czy roztargnienia. Są to błędy wynikające z braku podstaw języka i tzw. warsztatu literackiego. Dodatkowo widać, kiedy autor chociaż raz przeczytał, to co napisał a kiedy dokładnie olał swój tekst.
    Zabawa jest nie z tej ziemi.

  10. Rozumiem literówkę czy dwie, wszak każdy się czasem śpieszy. niemniej błędy ortograficzne czy stylistyczne u kogoś kto „pracuje językiem” są, moim zdaniem, dyskwalifikujące.
    Tłumaczenia, że „nie jestem korektorem, na szczęście” takoż.

  11. A ja jestem i copywriterem, i korektorem – i proszę mi wierzyć, można połączyć te dwie dziedziny działalności;) Innymi słowy – da się być kreatywnym, pisać celne, błyskotliwe teksty, a jednocześnie nie popełniać błędów językowych. Trzeba tylko chcieć;) Przyznam, że dla mnie nawet świeży, intrygujący można w lot spaprać, przekuwając go na tekst, który zawiera błędy.

    Korekta to taka „wykończeniówka”, ostatni szlif tekstu. I nie chodzi o jakąś hiperpoprawność – ale prozaiczny _brak pomyłek_, który pozwoli odbiorcy skupić się na myśli, jaką chcemy (my = copywriterzy) przekazać, a nie – odwróci jego uwagę głupim błędem;)

    Z przykrością muszę też przyznać, że Nomad ma rację;) Copywriterzy i dziennikarze bywają bardzo niechlujni. Osobiście znam paru copy, dla których użycie w reklamie prasowej sformułowania: „Masz ciężki orzech do zgryzienia?” nie stanowi powodu do wstydu. Cóż, myślę, że jednak powinno;)

  12. To, że jest się zawodowym tekściarzem/pisarzem nie zwalnia od obowiązku stosowania właściwiej polszczyzny. Większość Polaków nie jest korektorem z zawodu a zarówno w szkole, jak i później są pociągani do odpowiedzialności za to, co i jak napiszą.

    Skoro jednak uroczyście się Pan z niej zwolnił, wypada tylko zmienić tytuł tej strony ;).

  13. Witam,
    trafiłam tu przypadkiem. Choć dyskusja ciekawa, to jednak trochę jałowa.

    Pan Maciek napisał:
    „To, że jest się zawodowym tekściarzem/pisarzem nie zwalnia od obowiązku stosowania właściwiej polszczyzny. Większość Polaków nie jest korektorem z zawodu a zarówno w szkole, jak i później są pociągani do odpowiedzialności za to, co i jak napiszą.”
    Wszystko to prawda, ale i zwyczajna teoria. Z praktyką jest inaczej. Przywołam dwa skrajne przypadki.

    Pewien znany i szanowany dziennikarz „GW” pisze bardzo mądre teksty o wszelakim ptactwie. Tyle że, kiedy zaczynał, w tekstach tych pełno było błędów, takich dyslektycznych i dysgraficznych.
    Czy to znaczy, że należy go zdyskwalifikować? Jasne, że nie.
    W zamierzchłych czasach studenckich praktyk miałam też takiego ucznia – dziecko pisało mądrze, z polotem, ale z błędami, miało też tak zwany papier na wszelkie „dys…”. Wiem, że to nic niezwykłego, ale warto o tym pamiętać

    Wniosek jest taki – korektorzy są od korekty, dziennikarze od pisania. I tego się trzymajmy.

    Jest jeszcze kwestia ignorowanie jednej grupy zawodowej przez drugą:) Znam poważnych panów redaktorów, którzy stwierdzili, że korekta to betka. Co, sami nie poprawią po sobie? Konsekwencje są takie, że w polskiej wersji pewnego popularnego komiksu roi się od błędów. Drobnych błędów, ale jednak.

    Co do „masturbatorów polonistów” – jest to dziwne zjawisko… Po pierwsze – tropienie błędów często przeradza się w jakąś obsesję. Po drugie – trzeba sobie uświadomić, jaki cel ma wpis na blogu. W wydawnictwach książkę daje się najczęściej do dwóch korekt, a i tak czasami jakiś błąd (chociażby literówka) gdzieś się pojawi. Jak zatem traktować teksty z blogów? Wysyłać do korekty, czytać pięćdziesiąt pięć razy? No nie! W końcu to nie Bralczyk, Miodek czy inny językoznawca pisze…
    Po trzecie – kiedy się tak wymądrzamy, jesteśmy cholernie nudni;)
    Zatem niech każdy pilnuje swojego poletka:)
    Pozdrawiam,
    Jola

  14. A wyjaśnienie jest proste, spora cześć osób uzdolnionych jest po prostu dyslektykami i dysgrafikami – przynajmniej wśród osób uzdolnionych plastycznie (tu mam doświadczenie), ale przypuszczam że w innych grupach jest tak samo. Jakoś tak ten padół jest zbudowany.

    Dyskusja jest zbędna, poprawność językowa powinna być ale dyskredytowanie kogoś, za problemy czy niechlujność pisania, w innych czynnościach jest żałosne. Mnie kiedyś klient zjechał projekt graficzny serwisu www bo w przykładowym tekście (jego zresztą autorstwa) była literówka … dla nie kumatych: i żenujące nie było jej popełnienie.

  15. A skąd pomysł, że poprawki pod tekstem wyszły spod pióra demonicznego „zawodowego korektora”? A jeśli nawet, to czy rzeczywiście określa to w jakiś sposób całą grupę zawodową? Forma tych uwag była raczej nieuprzejma, to fakt. Ton frustracji pobrzmiewał, nie da się ukryć.
    Ciekawe jednak, że w odwecie dostało się wszystkim korektorom – że frustraci, że zarobki śmieszne, że pozbawieni polotu, iskry twórczej itp. Niby wspomniano, że ich praca ważna, a jednak cały tekst pełen pogardy. Oj małe to, małe.
    Rzeczywiście: i śmieszno, i straszno.

  16. Przepraszam ale – nie zgadzam się. Skoro w którymś momencie tekstu atakowałem zawodowych korektorów to proszę o zaznaczenie w którym, a jeśli faktycznie tak jest to odbierane (nie było to moją intencją) to ten fragment usunę.

    Jeśli nie jest widoczne, że odnoszę się do „korektorów internetowych”, którymi najczęściej są osoby nic nie wiedzące o realiach pracy w branży (dlatego tak górnolotnie się nadymają) to cóż – widocznie źle napisałem tekst.

    Pozdrawiam

  17. W zasadzie, zacytowany przeze mnie krótki fragment z Magdy powinien chyba brzmieć:

    „Poprawną polszczyzną powinien posługiwać się każdy Polak, i to, że nie jest się korektorem, (a dziennikarzem) nie jest żadnym usprawiedliwieniem. Abstrahując (…)”

    Kto był dobry w „znajdź 10 różnic”, doliczy się ich tu czterech.

    Disclaimer: być może moja ortografia nie jest idealna, ale mnie wolno. Ja nie uderzam w teh drama.

  18. witam, jestem redaktorem w wydawnictwie naukowym – uniwersytetu wrocławskiego. mam odpowiedni staż, więc raczej nie wykonuję źle mojej pracy. zarabiam od jakiegoś czasu 2200 zł brutto, co oznacza netto 1599 i jakieś grosze, z tego co wiem, są osoby zarabiające mniej. nie mamy żadnych dodatków, żadnych premii, ostatnio prezes zlikwidował fundusz socjalny, czyli jakieś 1300 zł rocznie na głowę. zabawę mamy przednią, autorzy są beztroscy niejednokrotnie, szkoda tylko że osiem godzin siedzenia przed monitorem w pełnej koncentracji daje nam taki zarobek jak sprzątaczce, nie obrażając sprzątaczek. wiem, że są miejsca, w których można zarabiać lepiej, pozdrawiam

  19. Panie Tomaszu!
    Nie wiem, czego nauczono Pana w ” ukończeniu polonistyki”, ale nazwy uczelni proszę nie wymieniać! Z uwagą przeczytałam tę polemikę z Magdą i wniosek jest jeden: nie umie Pan przyznać się do błędu! A błędów w Pana wypowiedziach jest dużo, niestety( językowych i interpunkcyjnych). Wprawdzie jestem tylko skromną polonistką z 29-letnią praktyką w korekcie uczniowskich zmagań z naszym pięknym językiem, ale wydaje mi się, że nawet praca w mediach, a może przede wszystkim ona!, wymaga dbałości o nasz język ojczysty, który jest naszym dziedzictwem, pamięta Pan? A „poprawiaczom” proszę nie współczuć. Cieszyć się raczej należy, że czytelnikom nie jest wszystko jedno, co czytają. A zapis cudzysłowu w tym okienku komentarza też odbiega od interpunkcyjnych reguł. Pozdrawiam.

  20. agab: niestety, w mediach w niewielu miejscach zarabia się dobrze. Też jest mi przykro, gdy widzę zarobki dziennikarzy, redaktorów i korektorów. Utwierdzają one tylko w przekonaniu: nie tędy (zawodowa) droga.

    Oza: brawo, 29 lat praktyki to szmat czasu. Tylko: co z tego? W sensie: co z tego masz dla siebie? A w kontekście tej rozmowy: ile lat poświęciłaś na tworzenie treści do internetu i zrozumienie, jak w sieci osiągnąć sukces? 20? 9? Wcale? Bo przypuszczam, że wcale; nie obraź się za szczerość, ale operujesz strasznymi ogólnikami. Więc merytorycznie, dla porównania. Autorka bardzo poczytnego bloga wprost sobie kpi z polskiej ortografii: http://segritta.pl/o-mnie/ – od dawna. Obecnie blog ma miesięcznie 200 000 odsłon. Skoro pouczasz, to może porównajmy; ile osób czyta twoje teksty lub odwiedza twojego bloga?

    Pozdrawiam

  21. Nie umiesz poprawnie pisać po polsku. Jesteś z tego dumny. Gardzisz ludźmi, którzy przywiązują dużą wagę do poprawnej polszczyzny.
    Wiesz co… to smutne, naprawdę smutne.

  22. Nefariel – a kto powiedział, że nie szanuję korektorów. W kilku miejscach podkreślałem, że ich praca, przy projektach komercyjnych jest absolutnie niezbędna. Jeśli chcesz – mogę ci podać mail do mojej korektorki – zapytaj ją, czy jej nie szanuję a odpowie ci, że niektóre, moje realizacje przechodzą u niej trzykrotną korektę.

    Tylko, że to jest kompletnie nie na temat. Wytykanie komuś błędów ortograficznych w prywatnej dyskusji, jest takim samym buractwem, jak wyśmiewanie kogoś za obcojęzyczny akcent, sorry.

  23. Nie, to nie jest buractwo. To jest poszanowanie języka. Jeśli panna lat dwadzieścia jeden pisze „montwa” zamiast „mątwa”, chociaż słowo to jest częścią nazwy grupy artystycznej, do której panna należy od dłuższego czasu, to burakiem nieszanującym rozmówcy jest ona i tylko ona. A żartobliwe zwrócenie uwagi na błąd dobremu znajomemu może mu pomóc. Serio.
    I czy ja napisałam, że gardzisz korektorami? Nie. Nazywasz ludzi szanujących język „burakami”, czy to nie jest pogardliwe? Cudzoziemiec ma szansę nauczyć się prawidłowego akcentu i ten cudzoziemski może być dla niego krępujący. Dorosły człowiek z dumą sadzący byki jest po prostu kretynem.

  24. Nefariel. Dobrze zadam pytanie tak:

    – Czy przerywasz osobom jąkającym się, gdy mają problem z wysłowieniem?
    – Pouczasz obcokrajowców, że „Szczebrzeszyn”, a nie „scebzesyn”?
    – Kpisz z osób autystycznych, że nie potrafią mówić?
    – Nabijasz się z osób uczących się Polskiego, że mają zły akcent?

    Mam nadzieję, że nie. Bo to jest buractwo. I dokładnie takim samym buractwem i wytykanie błędów ortograficznych w necie, w prywatnej rozmowie, gdy nie wiesz, kto jest po drugiej stronie. Bo sam pracowałem z kilkoma świetnymi grafikami, którzy byli ewidentnymi dysortogrfami i wiesz co: ani nikt od nich oczekiwał poprawności, ani się z nich nie śmiał. Dlaczego? Bo tego wymaga kultura, której widocznie nie posiadasz.

    I tak, wyjechałeś mi z „gardzeniem”. Nie, nie gardzę ludźmi, którzy szanują język. Wkurzają mnie ludzie, którzy robią to bezmyślnie, bo język to TYLKO narzędzie komunikacji, nic więcej.

  25. E, NIE. Język to część dziedzictwa kulturowego, o które trzeba dbać.
    „- Pouczasz obcokrajowców, że „Szczebrzeszyn”, a nie „scebzesyn”?”
    Tak. Bo cudzoziemiec powinien się nauczyć poprawnie władać językiem, którego chce się nauczyć, i w poprawieniu go nie ma nic złego. Gdyby cudzoziemiec poprawiał moją błędną wymowę w jego języku, byłabym mu wdzięczna.
    Na pozostałe pytania odpowiedź brzmi NIE, bo istnieje różnica między wytknięciem komuś błędu a wyśmianiem kogoś, to po pierwsze. Po drugie – przywołane przez Ciebie sytuacje są zupełnie nieanalogiczne. Porównujesz dysleksję do autyzmu, naprawdę? Dysleksja jest czymś, z czego można się wyleczyć dzięki pracy. A nawet jeśli ktoś nie chce się leczyć, bo nie lubi czytać książek/bo mu się nie chce/bo cokolwiek to wiesz, większość programów ma takie fajne czerwone szlaczki. I jeśli ktoś ich nie bierze pod uwagę, to burakiem i chamem bez kultury jest ON. Nie rozmówca. Porównywanie oczywistego lenistwa do ciężkiej choroby świadczy o dużym braku taktu.

  26. Częścią dziedzictwa kulturowego, więc broń i dbaj, morduj i zabijaj, rozstrzeliwuj za „ó” zamiast „u” i wieszaj za „ż” zamiast „rz” bo tak właśnie brzmisz. Górnolotne pierdolenie.

    Ale skoro nie przyjmujesz bardzo prostych argumentów (bo porównanie do choroby jest w 100% trafne – nigdy nie wiesz kim jest i jaki jest Internauta siedzący po drugiej stronie sieci, a z góry go oceniasz jako cytuję: „kretyna” – co jest właśnie przejawem skrajnego buractwa), to podam ci inny.

    – Czy grafik kpi sobie z Ciebie i wyzywa cię od kretynów, że nie potrafisz obsługiwać Indesign lub Illustratora?
    – Czy fotograf kpi sobie z Ciebie i wyzywa cię od kretynów, jeśli nie wiesz co to GO i aberracja?
    – Czy drwal kpi sobie z Ciebie i wyzywa cię od kretynów, jeśli nie wiesz jak wybrać drzewo do wycinki?

    Więc dlaczego ty, z innych ludzi kpisz sobie i wyzywasz ich od kretynów tylko dlatego, że mają kwalifikacje w zupełnie innych kierunkach niż twój? To właśnie jest chamstwo i buractwo.

  27. Nie. Ale ja nie używam wymienionych przez Ciebie programów i nie wycinam drzew. Dziewczyna robiąca błędy używa języka polskiego, więc mam prawo wymagać, żeby robiła to poprawnie. Nadal wysuwasz same nietrafne porównania.
    A pisanie o „kwalifikacjach” jest po prostu śmieszne. Rzadko rozmawiam z ludźmi, którzy nie wyszli poza trzecią klasę podstawówki, a właśnie na tym etapie zdobywa się odpowiednie kwalifikacje.
    I nadal nie rozumiem, co ma autyzm do sadzenia byków…
    „Częścią dziedzictwa kulturowego, więc broń i dbaj, morduj i zabijaj, rozstrzeliwuj za „ó” zamiast „u” i wieszaj za „ż” zamiast „rz” bo tak właśnie brzmisz.”
    Nie zamierzam nikogo mordować i zabijać, ale kulturalnie zwrócić uwagę – owszem. A jeśli do kogoś kulturalnie nie dociera – wyśmiać. I tyle.

  28. Dość często na moim niszowym i mało popularnym blogu sadzę błędy; czasami zauważam je sama, czasem jakiś czytelnik się ulituje. Oczywiście, nie jest to komentarz, jakiego oczekuję, ale nie będę drzeć szat z tego powodu. To okazja do małego doskonalenia się :)
    Nie widzę powodu do obrazy, dopóki jest to powiedziane w grzeczny, spokojny sposób, z drugiej strony- tekst, w którym roi się od błędów sugeruje, że autorowi nie chciało się przeczytać go na chłodno. A lekceważenie boli, nespa?

  29. Oczywiście, że od poprawiania są korektorzy. Jednak w wielu redakcjach ich się po prostu nie zatrudnia. A wtedy obowiązek poprawnego pisania spoczywa na dziennikarzu czy redaktorze naczelnym. Nie może być tak, że skoro nie zatrudniamy, to możemy pisać byle jak! I uważam, że takie wytykanie błędów poprzez tych „polonistów-masturbatorów” może wpłynąć na decyzję, żeby choć jednego korektora w danej redakcji zatrudnić. Zwyczajnie mogłoby im być głupio! Poza tym korekta korektą, ktoś może się obrażać, że się mu literówkę czy przecinek wytknie. A co w przypadku, gdy zdania są niepoprawne gramatycznie? A takie też się już u dziennikarzy widziało.
    Uważam, że każdy portal internetowy powinien mieć korektora (nieczęsto się to zdarza), jeśli zaś dziennikarz decyduje się na prowadzenie własnego bloga i chce, żeby był on adresowany do ogółu i czytywany, to również powinien zadbać o korektę (albo ze swojej strony, albo kogoś zatrudnić).
    Wydaje mi się też, że wypowiada się Pan z pewną wyższością wobec korektorów i ludzi, którzy wytykają Panu błędy. Jest pan na nich obrażony, tylko dlatego, że ośmielają się to robić. Na dodatek uważa się Pan za lepszego, bo teoretycznie więcej zarabia – więc co Pana obchodzą jakieś prośby czytelników o poprawną pisownię. A żeby udowodnić, że pisownia nie jest ważna, wyciąga pan zestawienia zarobkowe.

  30. Tak sobie przeglądam tę dyskusję (czas iść do pracy!) i mam tylko jedną myśl: czytanie ze zrozumieniem się kłania.

    Dobrze, że poruszasz tę sprawę. Jeszcze kilka miesięcy temu byłabym oburzona Twoim wpisem, ale na szczęście zmieniłam front, bo zostałam… copywriterem. I przekonałam się, że wyłapanie wszystkich błędów przed publikacją jest niemożliwe. Raz, jest na to niewiele czasu (średnio mam 2-3 godziny na research, pisanie, korektę i publikację – patrząc na koleżanki z redakcji to i tak luksus); dwa, już po samym researchu głowa pęka i własnych błędów się po prostu nie widzi. No i jeszcze najważniejsza sprawa – nauczyłam się, że tracenie czasu na idealne wykoszenie błędów to głupota i odbieranie sobie cennych minut, które mogłabym poświęcić na coś innego (np. szukanie informacji do następnego artykułu). Piszę dla portalu internetowego, a tam liczy się temat, który wygeneruje odpowiednią ilość odwiedzin, a nie to, czy w dobrym miejscu postawię przecinek.

    A czy wstydzę się swojej postawy? Nie i nie zamierzam. Poprawność językowa jest ważna i mam nadzieję, że to się nigdy nie zmieni. Realia pracy są jednak takie, jakie są.

    No i jeszcze jedna sprawa – ocenianie innych na podstawie popełnianych przez nich błędów językowych świadczy o niedojrzałości.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *